Parę minut temu skończyłem oglądać "Zagubioną Autostradę", po raz drugi z resztą, jednak wyłącznie dlatego, iż za pierwszym razem miałem kłopoty techniczne...
Nie wiem, czy ten człowiek jest czarodziejem, czy może największym pojebem z nas wszystkich, jednak to co tworzy, jego nietuzinkowe filmy pozostawiają w umyśle niezatarty ślad! Widziałem zaledwie kilka jego filmów, wymieniając chociażby "Głowę do Wycierania", "Dzikość Serca", czy "Zagubioną Autostradę" i za każdym razem wyciągam te same wnioski, klimat, wątki erotyczne, lynch'owska brutalność, gra światłem i ciemnością, wspaniałe ścieżki dźwiękowe, surrealizm, który wylewa się z ekranu... Mistrzostwo, majstersztyk! Kto powiedział, że te "dzieła" należy [rozumieć], jak chociażby kolejną część "Piratów z Karaibów"...? W to należy się po prostu wczuć! Poczuć Chorą atmosferę ociekającą dziwacznymi wizjami!
To nie są "obrazy" dla wszystkich. Czuję, że ja sam mam jeszcze momentami problem z ich przyswajaniem... Tak było w przypadku "Inland Empire". Muszę przyznać, film daleki jest od geniuszu wcześniej wymienionych pozycji, ale wciąż wiemy, że to ten sam reżyser, że to jego pomysły! Każdy z jego filmów został we mnie. Ziarno zostało zasiane...