Recenzja filmu

Króliki (2002)
David Lynch
Laura Harring
Naomi Watts

Witajcie w króliczej norze!

David Lynch posiada niewątpliwie olbrzymi talent reżyserski. Niczym Sherlock Holmes, potrafi doskonale operować różnymi elementami, symbolami, znakami i przesłankami, które łączy w jedną,
David Lynch posiada niewątpliwie olbrzymi talent reżyserski. Niczym Sherlock Holmes, potrafi doskonale operować różnymi elementami, symbolami, znakami i przesłankami, które łączy w jedną, logiczną całość nawiązującą do najgłębszych warstw ludzkiej podświadomości, ludzkich marzeń, lęków i intryg. Zazwyczaj jednak reżyser przedstawia nam te elementy jako surrealistyczną wizję, której przesłanie niełatwo jest zrozumieć, a my, wierząc, że takowe istnieje, zastanawiamy się nad jego sensem. Nie inaczej jest w przypadku krótkiego serialu "Rabbits", powstałego w 2002 r., tuż po olbrzymim sukcesie "Mulholland Drive". Serial doczekał się premiery tylko w Internecie, a swoją fabułą ma nawiązywać do zawiłości rodem z "Miasteczka Twin Peaks". Rzeczywiście, "Rabbits" prezentuje typową krótkometrażówkę, składającą się z 8 odcinków, trwających nie dłużej niż 6 minut każdy. Już od pierwszego epizodu Lynch daje do zrozumienia, że seans nie będzie należał do łatwych w odbiorze. Widzimy trójkę dziwacznych królików - Jane (Laura Harring), Suzie (Naomi Watts) i Jacka (Scott Coffey), które przemieszczają się po małym pokoju, siedzą na kanapie, a czasami wychodzą na zewnątrz. Co więcej, owe króliki mówią ludzkim głosem i wymieniają się pomiędzy sobą irracjonalnymi, całkowicie oderwanymi od rzeczywistości, absurdalnymi dialogami. I tak, z niepokojem obserwujemy i słuchamy, jak Suzie pyta o godzinę, i towarzyszące temu tajemnicze śmiechy niewidzianej przez nas publiczności, jak Jane z przerażeniem stwierdza, iż tamtej nocy nie było księżyca, oraz gdy Jack niemal co chwila wychodzi, i wchodzi z powrotem do pokoju, czemu towarzyszą gromkie aplauzy. W międzyczasie jesteśmy świadkami przedziwnych i tajemniczych wydarzeń, tj. pojawienie się w pokoju iście diabelskiej istoty mówiącej niezrozumiałym bełkotem, solowych występów królików, a nawet samozapłonu ściany. Atmosfera kolejnych odcinków jest coraz bardziej duszna i przytłaczająca. Akcja przez cały rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, co potęguje wrażenie alienacji. Całości towarzyszy psychodeliczna muzyka i zagadkowe dźwięki będące dziełem genialnego kompozytora Angela Badalamentiego. Tuż po obejrzeniu całości odczułem pewien niesmak. Trudno mi było dojść do siebie, a jeszcze trudniej ogarnąć, co reżyser chciał przez ten serial przekazać. Z początku wydawało mi się, że to dość pokaźnych rozmiarów żart, że tym razem David Lynch zakpił z widza, tworząc tak niewytłumaczalny i niejasny obraz. Jednak niektóre fragmenty dają się zinterpretować, a pewne dialogi, mimo absurdalności, przekazują bardzo ważne fakty, dzięki którym można zrozumieć, co takiego przydarzyło się królikom. Drogą indukcji, zgłębiając się po kolei we wszystkie możliwe szczegóły, ukazuje się pewne przerażające zdarzenie, którego dopuścili się bohaterowie "Rabbits". O co konkretnie chodzi – zdradzać nie będę. Gdyby spojrzeć absolutnie czystym wzrokiem na całość serialu, okazałoby się, że tak naprawdę króliki nie rozmawiają ze sobą, a ich niespójne dialogi są próbą introspekcji wspomnianego zdarzenia. Mogę również śmiało stwierdzić, że pomieszczenie, w którym się znajdują, jest swego rodzaju czyśćcem, a być może nawet piekłem – albowiem w jednym z dialogów, Jane zastawia się, kim będzie. Nie udało mi się uchwycić sensu jednej kwestii – dlaczego akurat króliki? Czyżby to tylko nonsensowny ruch Lyncha, a może jego nieśmiały ukłon w stronę transmigracji dusz, które po śmierci wcielają się w nowy byt fizyczny? Podsumowując, uważam serial "Rabbits" za dobry i godny polecenia, mimo jego olbrzymiej zawiłości. Lynch od początku swej kariery zadziwia i z pewnością zadziwiać będzie. Być może to swoista idiosynkrazja reżysera, potrzeba ukazywania złożoności świata materialnego jak i duchowego. David Lynch niejednokrotnie był bardzo blisko przekroczenia cienkiej granicy, jaka istnieje pomiędzy czystym surrealizmem a zwyczajną impresją, która związana jest z ogromną wrażliwością na otaczającą nas rzeczywistość. W tym drugim przypadku bardzo łatwo o nadinterpretacje i liczne nieścisłości. "Rabbits" jest tego bardzo dobrym przykładem – dla jednych serial jest genialny, ukazuje czystą formę, dla drugich natomiast pozostanie zwyczajnym bełkotem o wszystkim i o niczym.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones